Żułów - Śladami Prymasa Tysiąclecia
Ślady pobytu Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Tysiąclecia na ziemi krasnostawskiej znajdujemy w Krasnymstawie, Surhowie i Żułowie. Jednak ze wszystkich miejscowości w naszym powiecie to właśnie Żułów był i jest miejscem najbardziej związanym z osobą księdza Prymasa Wyszyńskiego
Las Baraniec
Śladami Prymasa Tysiąclecia - Żułów
Stefan Wyszyński to ksiądz, biskup lubelski, arcybiskup metropolita gnieźnieński i warszawski, kardynał, którego nie bez powodu nazywa się Prymasem Tysiąclecia. Jego zasługi dla Polski i dla Kościoła trudno przecenić tak samo, jak trudno wymienić je w kilku słowach. Bo jak opisać to wszystko czego dokonał człowiek, którego proces beatyfikacyjny jest właśnie prowadzony. Pasterz i Ojciec przeprowadził polski kościół przez zbrodniczy okres komunizmu. Nie tylko utrzymał naród w wierze, ale umocnił go hartując w ogniu walki niczym stal. Na końcu życiowej drogi i kapłańskiej posługi, Wielkiego Prymasa czekała największa nagroda w postaci spełnienia wielkich wizji, oraz narodowych marzeń i nadziei milionów Polaków. 16 października 1978 roku o godzinie 18 minut 18 z komina nad Kaplicą Sykstyńską w Watykanie uniósł się biały dym, a kardynał Felici na Placu Świętego Piotra wypowiedział do całego zdumionego świata pamiętne słowa: "Habemus Papam! Carolum Sanctae Romanae Ecclesiae Cardinalem Wojtyla." Później nastąpiło 9 czerwcowych dni wolności w 1979 roku, gdy razem z Polskim Papieżem na ojczystą ziemię zstępował Duch Boży odnawiając jej oblicze i jakże piękny finał lat 1980/81 powstania Solidarności i walki całego narodu o swoją godność i wolność pod jej sztandarami. Zasługi Stefana Kardynała Wyszyńskiego najlepiej określił największy z Polaków, Papież Jan Paweł II – niekwestionowany na całym świecie autorytet moralny, nazywając go Prymasem Tysiąclecia. 23 października 1978 roku, a więc w tydzień po pamiętnym konklawe Jan Paweł II skierował do kardynała Wyszyńskiego następujące słowa: „Czcigodny i Umiłowany Księże Prymasie! Pozwól, że powiem po prostu co myślę. Nie byłoby na Stolicy Piotrowej tego Papieża Polaka, który dziś pełen bojaźni Bożej, ale i pełen ufności rozpoczyna nowy pontyfikat, gdyby nie było Twojej wiary, nie cofającej się przed więzieniem i cierpieniem, Twojej heroicznej nadziei, Twojego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła, gdyby nie było Jasnej Góry i tego całego okresu dziejów Kościoła w Ojczyźnie naszej, które związane są z Twoim biskupim i prymasowskim posługiwaniem” Powróćmy jednak na Ziemię Krasnostawską, aby odwiedzić miejsce naznaczone obecnością Prymasa Wyszyńskiego, a może nawet odnaleźć zachowane jeszcze ślady Jego bytności. Zgodnie z informacją zamieszczoną na pamiątkowej tablicy w Surhowie, miejscowością do której Wyszyński przyjeżdżał i to parokrotnie był Żułów w gminie Kraśniczyn, Inne okoliczne wsie odwiedzał raczej przy tej okazji. Najwcześniejsza wzmianka o pobycie księdza Wyszyńskiego w majątku żułowskim pochodzi z 1928 roku i jest zamieszczona w pracach autorstwa ks. Piotra Niteckiego. Folwark był wówczas siedzibą administracji dóbr kraśniczyńskich i własnością Karola hr. Raczyńskiego, spadkobiercy Jadwigi hr. Poletyło. W siedmiopokojowym „pałacu” jak nazywano wówczas główny , murowany budynek majątku, mieszkał wraz z rodziną Mieczysław Szmurło – administrator dóbr, oraz buchalter Wiśniewski.
Właśnie do tego miejsca na zaproszenie, lub z rekomendacji ks. Andrzeja Chlastawy, przyjaciela z odbywanych właśnie studiów na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, przybył i przebywał przez okres letnich miesięcy lipca i sierpnia ks. Stefan Wyszyński, przeznaczając cały czas swego pobytu w wiejskim zaciszu żułowskiego folwarku na pisanie pracy doktorskiej. Tutejsza atmosfera sprzyjała chyba twórczemu wysiłkowi, bo jak podaje ks. Piotr Nitecki, już w styczniu 1929 roku Stefan Wyszyński ponownie przyjechał do Żułowa. Przebywał tu aż do czerwca kończąc pisanie pracy w temacie „Prawa rodziny, Kościoła i Państwa do szkoły”, którą obronił w Lublinie w dniach 21-22.06.1929 roku i otrzymał tytuł Doktora prawa kanonicznego, po czym powrócił do swojej diecezji włocławskiej. W 1934 roku Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi i Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża z siedzibą w Laskach k/Warszawy stało się prawnym właścicielem dóbr ziemskich wchodzących w skład folwarków w Żułowie, Kraśniczynie i Wolicy. 1 września 1939 roku wybuchła wojna. Od pierwszych dni bombardowano stolicę i okoliczne miejscowości. Bomby spadły także na ośrodek w Laskach. Władze wojskowe nakazały jak najszybszą ewakuację ośrodka i jego pensjonariuszy. Grupa 150 niewidomych, wraz z opiekującymi się nimi siostrami wywieziona została do folwarku w Żułowie. Razem z grupą pensjonariuszy do Żułowa przyjechał współtwórca Lasek, a od 1920 roku kapelan i ojciec duchowy całego dzieła ks. Władysław Korniłowicz. Małe budynki mieszkalne z trudem mieściły przyjezdnych. Panowała wielka ciasnota, ale gospodarstwo zdolne było do zabezpieczenia żywności dla wszystkich. Z zadania tego wywiązywał się należycie ówczesny administrator majątku Stefan Hołyński. Od tego czasu, czyli od września 1939 roku liczy się powstanie filii Lasek w Żułowie, gdzie niewidomi przebywają nieprzerwanie aż do dnia dzisiejszego. Ks. Stefan Wyszyński był poszukiwany przez Niemców. Ukrywał się w Zakopanem, ale został zdekonspirowany i musiał wyjechać. 22 października 1941 roku przybył do Żułowa, gdzie oczekiwał go ks. Korniłowicz. Znali się od dawna, tj. od czasu uczęszczania Wyszyńskiego do seminarium we Włocławku, gdzie ks. Korniłowicz był wykładowcą. Później los połączył ich na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Teraz ponownie spotkali się w Żułowie. Dom Sióstr Franciszkanek prowadzących ośrodek dla niewidomych wydawał się być dobrym miejscem schronienia dla obu kapłanów poszukiwanych przez gestapo. Niewielka osada folwarczna położona na uboczu, z dala od większych skupisk ludzkich, otoczona licznymi wzgórzami, wąwozami i kompleksami leśnymi dawała nadzieję i szansę przeżycia. Warunki jednak nie były do pozazdroszczenia. W dwóch wymienionych wcześniej budynkach: „pałacu” i rządcówce zamieszkiwało ponad sto osób. Ciasnota była więc ogromna. W rządcówce mieszkali niewidomi mężczyźni i chłopcy. Kobiety, dziewczęta i siostry zamieszkiwały większy budynek. Księży ulokowano w małych niczym klasztorne cele, pokoikach w piwnicach żułowskiego „pałacu”.
Tam też urządzono kaplicę bez okien w jedynej większej i pięknie sklepionej piwnicy.„Miała ona swoisty katakumbowy urok, ale i wiele minusów, które boleśnie odczuwano w przeszłości.
Było tam przede wszystkim ciemno. Światło i powietrze dochodziły do wnętrza tylko przez drzwi sąsiedniego pokoju. W przedłużeniu kaplicy była jeszcze jedna, równie ciemna piwnica, oddzielona zakratowanym oknem. Tam także gromadzili się wierni, a w innych godzinach niewidome dziewczęta obierały warzywa. Wewnątrz było zawsze chłodno i wilgotno, a zarazem duszno, zwłaszcza kiedy całe pomieszczenie wypełniali ludzie” Ks. dr Stefan Wyszyński zamieszkał w pokoiku sąsiadującym z kaplicą, który w czasie nabożeństw spełniał także rolę zakrystii. Trudności codziennego życia nagradzała wszystkim wielka gościnność Gabrieli i Stefana Hołyńskich, ówczesnych zarządców majątku, którzy potrafili znajdować jeszcze miejsce dla szukających schronienia uciekinierów i miejscowej ludności. Siostra Petronela (Maria Kurek) przebywająca w Żułowie przez cały okres okupacji wspominała: „To były trudne czasy, choć dobry los oszczędził w wielu przypadkach nasz Żułów. Mieszkaliśmy w bardzo ciężkich warunkach, pomagając mimo to miejscowej ludności, która przerażona zjeżdżała się do nas z całej okolicy szukając pomocy i pociechy. Żułowski park był przepełniony. Ludzie zjeżdżali się nad wieczorem i nocowali nawet w zabudowaniach gospodarskich spędzając czas na modlitwach. W chwilach szczególnej grozy ks. Korniłowicz organizował zbiorowe modlitwy, a nawet procesje, która wśród nocy chodziła wśród budynków. (…) Pamiętam Msze św., które odprawiał w kaplicy ks. Wyszyński”. Funkcję kapelana w Żułowie pełnił ks. Korniłowicz, ale ks. Wyszyński włączył się w posługę religijną jak tylko mógł, wspomagając w pracy swojego duchowego mistrza. Odprawiał Msze święte i inne nabożeństwa w kaplicy i poza nią, głosił rekolekcje, spowiadał, oraz udzielał sakramentów świętych. Do prowizorycznej kaplicy w Żułowie przybywali mieszkańcy okolicznych wsi: Wólki, Wolicy, Drewnik, Czajek, a także Kraśniczyna i Skierbieszowa, gdzie okupant odebrał kościoły katolikom i przekazał na cerkiew dla prawosławnych, lub urządził magazyny. Przychodzili tu także partyzanci działający w tych okolicach, a siostry franciszkanki, księża i administratorzy Żułowa wspomagali ich w potrzebie. Porucznik Józef Śmiech (pseud. „Ciąg”) ze Skierbieszowa, żołnierz Armii Krajowej wspominając tamte czasy podkreślał zaangażowanie sióstr: „Wspierały nas materialnie dostarczając żywność dla oddziału, przechowywały oraz opatrywały rannych, prowadziły radiowy nasłuch, dysponując zakonspirowanym odbiornikiem, a także, co było wówczas tak istotne, wspierały nas moralnie. Byłem zorientowany kto się ukrywa w folwarku, a nawet otrzymałem zlecenie z komendy obwodu AK w Zamościu, aby zwracać uwagę na Żułów i w sytuacji bezpośredniego zagrożenia ukrywających się tam osób miałem interweniować nawet zbrojnie. W informacji tej wymieniono m. in. nazwisko ks. dr S. Wyszyńskiego. Zapamiętałem sylwetkę księdza Wyszyńskiego, stojącego o zmroku w żułowskim parku i znakiem krzyża błogosławiącego mój oddział maszerujący w kierunku bonieckiego lasu”. Ks. Wyszyński często wyruszał na piesze przechadzki do pobliskiego lasu Baraniec, oddalonego od Żułowa o niespełna kilometr. Tam wśród szumu wiekowych drzew, pluskania leśnego strumyka, pośród głębokich wąwozów oddawał się modlitwie i medytacji. Tam też spotykał się z partyzantami, udzielał spowiedzi i odprawiał dla nich Msze święte nieopodal leśnego źródełka, gdzie wysoko na drzewie polecił zawiesić kapliczkę z wizerunkiem Matki Boskiej. Andrzej Micewski pisał, że ks. Wyszyński przebywając w Żułowie brał udział w konspiracyjnym nauczaniu młodzieży i niósł pomoc okolicznej ludności chorującej na tyfus. Chorobę przynieśli jeńcy radzieccy przebywający czasowo na terenie majątku. Na tyfus plamisty między innymi śmiertelnie zachorował zarządca żułowskiego folwarku Stefan Hołyński. W dniu 10 stycznia do domu chorego przybył z Najświętszym Sakramentem ks. Wyszyński udzielając mu ostatniego namaszczenia, a 18 stycznia w Żułowie przy współudziale wszystkich miejscowych księży, sióstr zakonnych i okolicznej ludności uczestniczył w jego pogrzebie i wygłosił kazanie. W kilku przypadkach została udokumentowana praca kapłańska ks. Wyszyńskiego w czasie pobytu w Żułowie: „30 listopada 1941 roku w pierwszą niedzielę Adwentu w kaplicy katakumbowej w Żułowie odprawił Mszę św. i wygłosił kazanie. Tam też 24 grudnia celebrował pasterkę, a 31 grudnia na zakończenie roku kalendarzowego odprawił nabożeństwo z wystawieniem Najświętszego Sakramentu. 6 stycznia 1942 roku odprawił Mszę św. i wygłosił kazanie z okazji uroczystości Trzech Króli, a 2 lutego, w uroczystość Matki Boskiej Gromnicznej celebrował Mszę św. i przewodniczył procesji z gromnicami wokół zabudowań dworskich. W Środę Popielcową 18 lutego w kaplicy żułowskiej odprawił Mszę św., a 29 marca przewodniczył procesji w Niedzielę Palmową. W dniach 30 marca – 4 kwietnia w kaplicy celebrował liturgię Wielkiego Tygodnia, a 5 kwietnia przewodniczył rezurekcji i procesji wokół zabudowań żułowskich”. W Żułowie ks. Wyszyński zawsze chodził w sutannie. Gdy siostry prosiły, aby dla bezpieczeństwa podróżował w świeckim ubraniu, odpowiadał: „Nie na to włożyłem sutannę, by ją zdejmować”. Po wojnie ks. Wyszyński utrzymywał z żułowskim zgromadzeniem bogatą korespondencję. W dniach 27-30 grudnia 1946 roku jako biskup lubelski Stefan Wyszyński odwiedził swoją żułowską wspólnotę, przyjeżdżając na krótki wypoczynek. Ponownie zajrzał do Żułowa 25-26 września 1947 roku, a 23 maja 1948 roku wracając do Lublina po wizytacjach kilku parafii powiatu zamojskiego: Łazisk, Kalinówki i Skierbieszowa nie zapomniał o kiepskiej drodze do Żułowa i wstąpił do Sióstr by pobłogosławić swoją najwierniejszą drużynę. Chyba był z nich dumny, a może czasami może nawet zaskoczony, że ich modlitwy o jego biskupią posługę były tak chętnie wysłuchiwane przez Boga. Bo przecież już 12 listopada 1948 roku Ojciec Święty Pius XII mianuje młodego biskupa lubelskiego Stefana Wyszyńskiego arcybiskupem metropolitą Gniezna i Warszawy, Prymasem Polski, a pięć lat później tj. 12 stycznia 1953 roku wprowadza go do Kolegium Kardynalskiego. Dziś Żułów to maleńka miejscowość w której zachowało się kilka budynków z okresu przybycia pierwszej grupy niewidomych z Lasek w 1939 roku. Nadal stoi żułowski „pałac”, choć znacznie przebudowany, stary budynek rządcówki zwany domkiem św. Franciszka i dwa nowsze budynki drewniane zwane domkami: Miłosierdzia Bożego i św. Józefa. Staraniem sióstr w piwnicach „pałacu” odtworzono dawny pokoik ks. Wyszyńskiego – raptem około 8 m2 z kilkoma pamiątkami po pobycie Wielkiego Prymasa: mosiężnym krzyżykiem na ścianie i obrazem Pani Jasnogórskiej. Przy ścianie stoi wąskie, metalowe łóżko, mały, okrągły stolik i krzesło. Obok pokoju zachowało się pomieszczenie dawnej, katakumbowej kaplicy z charakterystycznie wyżłobionym miejscem w ścianie, gdzie wstawiano tabernakulum. I chociaż to wszystko, co pozostało po pobycie ks. Stefana Wyszyńskiego w Żułowie, to jednak należy zaznaczyć, że do dnia dzisiejszego czuje się tutaj jego obecność. Dzisiaj w nowym Domu Nadziei przebywa 70 niewidomych pensjonariuszek. Warunki bytowe spełniają wszelkie współczesne normy. W budynku obok mieszczą się warsztaty terapii zajęciowej. Całość otacza spory park z alejkami przystosowanymi dla niewidomych. Dawną katakumbową kaplice zastąpiła nowa, piękna i duża. Chlubą Ośrodka jest chór „Słoneczny Krąg” który od lat zdobywa nagrody i wyróżnienia wszędzie tam, gdzie występuje. W Żułowie dopełnia się wielkie dzieło Sług Bożych - matki Czackiej, ks. Korniłowicza, a także Prymasa Wyszyńskiego. Tutaj zgodnie z nauką matki założycielki, niewidomi przyjmując swoje kalectwo z męstwem i pogodą ducha stają się apostołami wśród widzących, zwłaszcza „niewidomych na duszy”, czyli ludzi oddalonych od Boga wskutek słabej wiary lub grzechu, których oczy są zamknięte na świat duchowych wartości. Tu zawsze widać uśmiech, życzliwość wzajemną, chęć niesienia pomocy. Tu wszędzie słychać dobre słowo. Tu jest wszystko to czego tak brak w świecie ludzi zdrowych. W pobliskim wąwozie lasu Baraniec, nad leśnym strumieniem, w pobliżu źródełka, przy którym często bywał i modlił się ks. Stefan Wyszyński, spotykając się z partyzantami i odprawiając dla nich Mszę św., staraniem ks. Ciżmińskiego i Fundacji Dom Trzeciego Tysiąclecia im. Stefana kardynała Wyszyńskiego z Zamościa, wybudowano leśną kapliczkę. W dniu 8.06.2010 roku Mszę św. celebrował i uroczystego poświęcenia kapliczki dokonał ks. biskup Wacław Depo, ówczesny ordynariusz Diecezji Zamojsko-Lubaczowskiej. Zbigniew Atras